Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2005-01-28 Zbigniew Ulatowski
Jasnowidzenie zbliżającej się śmierci !

* NA POGRANICZU ŚMIERC *

Chciałbym uwiarygodnić fakt, iż osobiście, na trzeźwo i przytomnie zdecydowałem się na przejście mojej duszy za życia do światła. Podczas medytacji, jak co dzień, poprosiłem swoich przewodników duchowych o pomoc ujrzenia światła i przyszłej mojej śmierci. Nie dostałem konkretnej odpowiedzi na ten temat, ale również nie słyszałem zaprzeczenia od moich przewodników duchowych. Postanowiłem dobrowolnie i z miłością poprzez modlitwę wejść w medytację oczyszczania. Poprosiłem swoich przewodników duchowych, aby nastąpił proces wybaczania - nie tylko w stosunku do osób, które ja skrzywdziłem, lecz również wobec tych, którzy skrzywdzili moją osobę. Kilkakrotnie zwracając się z tą prośbą uwalniałem się od karmy, prosząc o wybaczenie.
Pewnego pięknego wieczoru przyszedł do mnie do domu sympatyczny kolega Paweł, który był młodym uczniem Rocznej Szkoły Regresingu Leszka Żądło. W pewnym momencie będąc już gotowym i otwartym na ujrzenie swojej śmierci, zaproponowałem swojej małżonce - Ani - jako dyplomowanej regreserce i Pawłowi, aby wspólnymi siłami pomogli mi wejść w światło. Po krótkiej medytacji i modlitwie o śmierć poprosiłem swoich przewodników duchowych o pomoc i wsparcie. Byłem zdecydowany na trzeźwo i przytomnie odbyć podróż w stronę światła. Po wejściu w stan regresywny ujrzałem piękny kolorowy tunel, prowadzący jak nieskończona droga, na której końcu ujrzałem piękne żółto – złote światło, które bardzo szybko zbliżało się w moim kierunku i w tym momencie poczułem bardzo silny ból w klatce piersiowej - tak jakby rozpoczynał się zawał. Nie zwracałem uwagi na ten ból, gdyż ujrzenie światła było silniejsze od bólu. Byłem zaskoczony w pewnym momencie, gdy światło to zostało mi częściowo zasłonięte złotą świetlistą gwiazdą. Z uwagi na to, że zdecydowany byłem iść do tego światła, spróbowałem sięgnąć wzrokiem pomiędzy promieniami tej gwiazdy.
Wówczas, ku mojemu zaskoczeniu, ukazała mi się moja przewodniczka duchowa - Julita. Jej anielska postać istoty świetlistej zasłoniła mi wachlarzem świetlnym cały kanał łącznie ze światłem. Zauważyłem tylko bardzo wyraźnie, jak na jej piersi pulsowało w moim kierunku piękne, promieniste, różowe światło. W pierwszym momencie byłem trochę zły, że nie ujrzałem tego, co zamierzałem, lecz po chwili zrozumiałem, że Julita ochroniła mnie, ponieważ w tym przypadku mogłem nie powrócić do ciała fizycznego. Po skończonej sesji pamiętałem wszystko bardzo wyraźnie, co opisałem.
W czasie sesji regresingu nie wiem, co się działo z moim ciałem fizycznym. Tu cytuję wypowiedź mojej żony - Ani i Pawła, którzy prowadzili mnie w sesji regresingu, w podróży do światła.

ANIA
Mąż poprosił mnie i Pawła, abyśmy wspólnie poprowadzili mu sesję regresingu w celu przejścia do tunelu i zobaczenia swego światła. Miałam obawy, by przeprowadzić taką sesję, gdyż nie miałam przypadku dobrowolnego ujrzenia własnej śmierci.
Obawiałam się, czy zdążę męża cofnąć do ciała fizycznego. Z tą obawą zwróciłam się do Leszka Żądło, który jest moim nauczycielem i na którego mogę w każdej chwili liczyć. Wiem, że kiedy się do niego zwrócę, to udzieli mi dobrych rad, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Powiedziałam Leszkowi, że Zbyszek chce iść w stronę światła i poprosiłam go, aby mi dał wskazówki, jak bezpiecznie przeprowadzić taką sesję, aby Zbyszek bezpiecznie wrócił ze stanu śmierci. Po otrzymaniu od Leszka pouczających wskazówek, wspólnie z Pawłem rozpoczęliśmy sesję.
Podczas sesji przy głowie Zbyszka stała świeca w celu oczyszczania aury. Paweł, który pomagał mi w sesji, był jednocześnie świadkiem tego, co się działo. Gdy zaczęliśmy wprowadzać Zbyszka w przyszłość, pojawiły się emocje widoczne na jego ciele. Zbyszek mówił nam, co widzi, jak wcześniej opisał. Momentami, gdy ciało Zbyszka było spokojne, to tak jakby nas nie słyszał, jakby był gdzieś indziej. W pewnym momencie zauważyłam, jak przewodnicy Zbyszka otaczają go kołem unosząc swe świetliste płaszcze nad nim i tworząc świetlistą kulę koloru złocistego. W tym momencie na poświacie świeczki też zauważyłam złocistą świetlistą kulę, która utrzymywała się do końca sesji. Ciało Zbyszka zaczęło się męczyć, wyginać, dusił się przeraźliwie, rękoma łapał za klatkę piersiową, stękał z bólu, Odliczałam z Pawłem Zbyszkowi te emocje. W pewnym momencie Zbyszek jakby się uniósł na pół siedząco, a na złocistej poświacie palącej się świeczki zauważyłam dodatkowe długie świetlisto – złote promienie. Płomień świeczki zaczął szaleć, jakby zawiał wiatr i w tym momencie Zbyszek opadł bez ruchu, a ja zauważyłam, jak ciało subtelne zaczęło opuszczać jego ciało fizyczne. Gdy ciało subtelne uszło do splotu słonecznego, usłyszałam głos mojego mistrza duchowego i poczułam subtelne dotknięcie mojej dłoni przez świetlistą dłoń mojego mistrza duchowego, który naprowadził moją dłoń na splot słoneczny, abym ją położyła na brzuchu Zbyszka i tym sposobem zatrzymała ciało subtelne uniemożliwiając całkowite wyjście z ciała fizycznego. Mój mistrz duchowy kierując moją dłoń i dając wskazówki mentalnie pomógł mi wprowadzić ciało subtelne w ciało fizyczne Zbyszka. Lewą ręką od splotu słonecznego lekko pocierając w kierunku czoła widziałam, jak ciało subtelne wracało do ciała fizycznego Zbyszka. Tym sposobem zatrzymałam proces wychodzenia ciała subtelnego równoważąc splot słoneczny z trzecim okiem. Mój mistrz duchowy dał mi też wskazówkę, że jeżeli ciało subtelne przejdzie granicę splotu słonecznego w ciele fizycznym, wtedy dusza już nie powróci do ciała fizycznego i nastąpi całkowita śmierć. Analizując ujście ciała subtelnego u Zbyszka widzę, że była to ostatnia granica zatrzymania go przed całkowitą śmiercią. Po krótkiej chwili odliczając, a nawet krzycząc „Zbyszek wróć do nas bezpiecznie tu i teraz” zauważyłam, jak Zbyszek otworzył oczy. Był spokojny, miał prawidłowy oddech i wrócił do życia realnego, kończąc bezpiecznie sesję.
Doświadczenie tej sesji dało mi wiele do myślenia, wiele doświadczyłam i jako regreser, radziłabym, aby nikt nie podejmował takiego ryzyka doprowadzenia do światła śmierci, bo bez pomocy mistrza duchowego, który mi w tym momencie pomógł zatrzymać proces uchodzenia ciała subtelnego, wątpię czy bym przywróciła Zbyszka do świata realnego. Prowadząc sesję w tak nietypowym temacie, który może zagrażać życiu klienta, wzbudza się w terapeucie lęk, co się stanie, czy sobie da radę w tej sesji, aby bezpiecznie ją skończyć.

PAWEŁ
Zostałem poproszony do pomocy w nietypowej sesji „Regresingu”. Zbyszek chciał udać się do światła celem zdobycia nowego doświadczenia.
W sesji jego ciało reagowało bardzo gwałtownie. Duszności, skurcze całego ciała, a zwłaszcza klatki piersiowej, nienaturalne ruchy wyginającego się ciała, krzyki wywołane bardzo silnym bólem, mimika twarzy wskazywały na duże cierpienie. W chwilach, gdy dolegliwości ustępowały, Zbyszek opowiadał nam, co widzi: „Widzę świetlisty tunel, a w nim światło, po bokach również światło, tylko w kolorach tęczy, ale nie mogę się do niego zbliżyć. Postać przypominająca anioła zastawia mi drogę i zasłania mi tunel świetlistym wachlarzem”.
Dalsze próby zbliżania się Zbyszka w stronę światła kończyły się silną reakcją ciała. W pewnym momencie Ania zauważyła, że ciało subtelne opuszcza ciało fizyczne i powiadomiła mnie o tym. Słysząc te słowa byłem mocno zdezorientowany, ale za wszelką cenę starałem się zachować zdrowy rozsądek i opanowanie. Ania metodą Reiki usiłowała przywrócić równowagę Zbyszkowi. Całe zdarzenie trwało około 2-godz. Po tzw. sesji Zbyszek powiedział, że nie czuł bólu i nie był świadom, co się działo z jego ciałem. Na trzeźwo i przytomnie opowiedział nam, co widział i co odczuł. Po całym tym zdarzeniu jeszcze dwa dni nie mogłem emocjonalnie dojść do siebie. Osobiście dużo się nauczyłem i wyniosłem nowe doświadczenie z tego zdarzenia. Ale nikomu nie proponuję tego typu eksperymentów, one po prostu mogą skończyć się źle !!!

*UZDRAWIANIE I ŚMIERĆ Z WOLI BOGA*
Moje kolejne doświadczenie z jasnowidzeniem śmierci miało miejsce, gdy byłem w szpitalu.
Ja również, jak każda istota ludzka, jestem śmiertelnikiem i mam prawo zachorować, na co nie mam wpływu jeśli chodzi o moją osobę. W związku z zaburzeniami serca poszedłem do lekarza, który skierował mnie do szpitala na rehabilitację. Po przebytym zawale serca i śmierci klinicznej 14 lat temu, od czasu do czasu mam silne skurcze wewnątrzkomorowe, kołatanie serca i problemy z oddychaniem. W codziennym życiu umiem zapanować nad tymi dolegliwościami, ale od czasu do czasu warto skontrolować się przez medycynę konwencjonalną. Tym bardziej, że współpracuję z lekarzami jako masażysta i receptorolog. W szpitalu tym personel zna mnie również jako uzdrowiciela. W owym czasie leżałem w szpitalu na oddz. wew. i rehabilitacji kardiologicznej jako pacjent. Mimo to, że byłem pacjentem, bezinteresownie pomagałem nie tylko chorym, ale i pielęgniarkom.
Pewnego dnia zwróciła się do mnie kobieta, abym zaopiekował się energetycznie jej ojcem, 90-latkiem. Na imię miał Józef. Zgodziłem się. Poszedłem do pana Józefa i jeszcze nie zdążyłem zdiagnozować go energetycznie, a moja przewodniczka duchowa powiedziała mi, że on niedługo umrze. Byłem zaskoczony tymi słowami, ponieważ jego stan w owej chwili na to nie wskazywał. Pan Józef mimo choroby rozmawiał i mógł w owej chwili powiedzieć, co go boli, gdyż cierpiał mimo przyjmowania leków. Zacząłem pracować nad nim wbrew temu, co usłyszałem od mojej przewodniczki - Julity - ignorując jej podpowiedź. Po pierwszym zabiegu energetycznym u pana Józefa nastąpiły zmiany, ku mojemu zdziwieniu. Ból ustąpił całkowicie, uspokoił się, a on sam nawet się uśmiechał i przesypiał spokojnie całą noc.
Przychodziła do niego pielęgniarka, aby być przy nim w nocy. Ja zaś chodziłem do niego w każdej wolnej chwili. Energetyzowałem go, ustawiałem kolory w czakramach i wspomagałem metodą chrystusową. Piątego dnia po pierwszym zabiegu w godzinach późno wieczornych zwróciła się do mnie owa pielęgniarka, abym poszedł zobaczyć pana Józefa. Po wejściu do jego pokoju zauważyłem założony tak zwany kaptur śmierci, co oznaczało, że znajdował się on w agonii. Szybko przystąpiłem do działania i w imię Chrystusa nakreśliłem wszystkie klucze mocy chrystusowej, wezwałem przewodników Trójcy Świętej i poprosiłem o przedłużenie życia. W prośbie i modlitwie poprosiłem również o wybaczenie mu wszelkich złych wibracji i uczynków, które popełnił innym osobom i odwrotnie. Modlitwa wybaczania i moja prośba została przyjęta i kaptur śmierci został rozpuszczony. Wpadło na niego piękne zielone światło - światło życia. Pan Józef otworzył oczy i delikatnie złapał pielęgniarkę za rękę pukając jednym palcem w jej dłoń z zadowolenia. Zrównoważyłem czakramy i wyszedłem. Zagrożenie minęło, a pan Józef, jak mi wiadomo, przespał spokojnie calutką noc. Następnego dnia po południu przyszła do mnie jego córka. Wspólnie poszliśmy do pana Józefa. Patrzył na nas spokojnymi oczyma. Podczas rozmowy córka powiedziała mi, że jej ojciec jest przygotowany na śmierć i chciałby umrzeć i ona również się na to zgodziła. Podszedłem do pana Józefa, zrobiłem znak krzyża na jego czole i powiedziałem w myślach – „niech się tak stanie zgodnie z twoją wolą, niech Bóg Ojciec i Trójca św. zaopiekują się duszą twoją”. Zwolniłem przewodników od mego życzenia podtrzymywania go przy życiu. Za 3 godziny pan Józef zmarł.
Podczas wieczornej medytacji moja przewodniczka - Julita - powiedziała mi „Czy nie mówiłam, że Bóg jest Wielki i nie można sprzeciwiać się jego woli? Prośbą i modlitwą można przedłużyć Jego wolę, ale nie zatrzymać tego, co nieuniknione.” Zgodziłem się z nią i powiedziałem, że następnym razem nie będę przeszkadzał, ale zrobię wszystko, aby dana osoba odeszła bez cierpień. Po tych słowach zrobiło mi się ciepło na całym ciele i nie wiem, kiedy zasnąłem. Za dwa dni w stanie idealnie dobrym zostałem wypisany ze szpitala do domu.
Uważam, że nieprzypadkowo znalazłem się w tym czasie w szpitalu, gdyż ten przykład dał mi zrozumieć, że sprzeciwianie się woli boskiej jest niemożliwe i że należy słuchać podpowiedzi swego anioła stróża i przewodnika.

*JASNOWIDZENIE ZBLIŻAJĄCEJ SIĘ ŚMIERCI.*
Przykład z Panem Józefem był początkiem jasnowidzenia. Od tamtego czasu patrzenie ponadzmysłowe rozwinęło mi się i zbliżanie się śmierci widzę tak wyraźnie jak blokady chorobowe. Początkiem widzenia było to, że zapragnąłem ujrzeć światło własnej śmierci. Było to doświadczenie, które zapoczątkowało postrzeganie śmierci u innych. Dzięki temu mogę skutecznie odprowadzać duchy do światła i pomóc tym, którzy już na to światło czekają, lecz nie są świadomi, że znajdują się na pograniczu śmierci. Obecnie widzę dużo, ale nie zawsze wolno mi to powiedzieć.
Nie wyszukuję śmierci na siłę, lecz gdy zostaję powiadomiony przez mego anioła, staram się robić wszystko, by ulżyć w cierpieniach i przygotować tę osobę do podróży na drugą stronę. Rodzinę zaś uświadamiam, by miała czas, żeby się pożegnać i pogodzić się ze stratą kochanej osoby. Jest to przykre zadanie dla uzdrowiciela. Podam kilka przykładów, jak patrząc ponadzmysłowo uratowałem duszę i przygotowałem rodzinę do pogodzenia się ze śmiercią osoby bliskiej.
Człowiek zwraca się do uzdrowicieli dopiero wtedy, gdy już inne metody zawiodły. Samo słowo uzdrowiciel nie znaczy, że musimy uzdrowić. Musimy się przyznać do tego, że nie zawsze jesteśmy tak silni, by pomóc. Uzdrawianie metodą naturalną to nie cudotwórstwo i w wypadku, gdy jest już za późno, to i my nic nie poradzimy na to, co nieuniknione.
Bywają przypadki, że gdy widząc śmierć możemy pomóc, ale są to wyjątkowe sytuacje. Patrząc ponadzmysłowo, gdy nie widać kanału, jest szansa ratunku, mimo że widać kaptur śmierci.
Oznaką śmierci dla osoby jasnowidzącej jest :
- kaptur śmierci,
- płaszcz śmierci,
- orszak anielski
- tworząca się droga świetlista,
- kanał światła,
W chwili gdy widać kaptur, płaszcz czy orszak, jest jeszcze szansa na powrót do życia, lecz gdy tworzy się droga lub kanał, możemy się tylko modlić, by umierająca osoba poszła w stronę światła. I nie ma szans na uratowanie życia.
Od chwili tworzenia się drogi świetlistej mamy jeszcze około miesiąc życia. Kanał tworzy się na 7 dni przed śmiercią, a w chwili śmierci ukazuje się światło w kanale. Następnie dusza odrywa się od ciała i następuje zgon. Bardzo rzadko można też zobaczyć zbliżające się relacje śmierci w niedalekiej przyszłości, lecz dokładnego czasu zejścia określić nie można.

Podam 5 najbardziej interesujących przykładów sytuacji, w których stwierdziłem śmierć z wyprzedzeniem co najmniej miesięcznym :

1 /. Zwrócił się do mnie syn Pana Adama z Elbląga. Wówczas Pan Adam miał 60 lat. Był chory na raka trzustki, cierpiał, tworzyły się u niego przerzuty na płuca.
Pojechałem do niego, Jeszcze nie zacząłem diagnozować i już dostałem wiadomość od mego anioła – „on niedługo umrze”. Nie mówiłem nic, robiłem swoje, już wiedziałem, że nie mogę go uzdrowić. Nie pomagały mu silne leki przeciwbólowe. Widział we mnie ostatnią drogę ratunku. Po zabiegu ból ustąpił. Potem wyszedł ze mną jego syn. Poinformowałem go o wszystkim, gdyż chciał znać prawdę. Powiedziałem mu, że widzę tylko miesiąc życia. Syn zlecił mi opiekę nad jego ojcem. Wzorując się na sytuacji Pana Józefa powiedziałem tylko, że nic więcej nie mogę zrobić, by go uzdrowić, lecz uczynię wszystko, by nie cierpiał. Przez 3 tygodnie odwiedzałem go systematycznie, dolegliwość bólowa ustąpiła całkowicie. Pojechał nawet na grzyby z rodziną. Wszyscy w rodzinie starali się zapewnić mu radość w ostatnich dniach jego życia. Po trzech tygodniach zaniepokoiły go duszności – problem z oddychaniem. Lekarz domowy zaproponował mu pójście do szpitala. Po tygodniu pobytu w szpitalu zmarł. Rodzina dziwiła się, skąd wiedziałem, że ma tylko miesiąc życia. Nie mówiłem, że powiedział mi to mój anioł, bo i tak by nie uwierzyli.
Powiedziałem tylko – po prostu „wiedziałem”!

2/. Moja kuzynka powiadomiła mnie, że jej mama jest chora i leży w szpitalu. Była to siostra mojej mamy. Często się odwiedzaliśmy, mimo że dzieliło nas 150 km. Pomagałem jej przy każdym spotkaniu. W chwili powiadomienia mnie o chorobie cioci, nie mogłem tam jechać. Wziąłem jej zdjęcie, popatrzyłem i już wiedziałem, że są to jej ostatnie chwile życia. Powiadomiłem o tym kuzynkę i poprosiłem, by się tylko modliła o spokój jej duszy, bo taka jest wola Boga. Powiedziałem to mojej mamie, przygotowując ją delikatnie, gdyż jest po zawale i nie wiedziałem, jak to przyjmie. Powiedziałem, że są to ostatnie chwile życia jej siostry i by pojechała ze mną, by pożegnać się z nią. Poprosiłem mamę, by wybaczyła jej wszystkie nieporozumienia i poprosiła też ją o wybaczenie. Pojechaliśmy. Ciotka była przytomna. Czuła się nawet nieźle, lecz ja wiedziałem swoje, że niebawem odejdzie. Na jej twarzy widać było radość, że odwiedziła ją jej jedyna siostra, na którą czekała. Byliśmy u niej kilka godzin, rozmawialiśmy, śmialiśmy się nawet razem z nią, by nie pokazać jej tego, co wiemy. Wyjeżdżając pożegnaliśmy się. Po kilku dniach otrzymaliśmy wiadomość o jej śmierci. Kuzynce na pogrzebie powiedziałem, jak to widziałem. Była tylko zaskoczona, że to co widziałem, spełniło się w tak szybkim czasie.

3/. Pewnego dnia z polecenia Leszka Żądło dostałem zlecenie na egzorcyzm 10 – cio letniej dziewczynki, Oli. Nie wiedząc nic o niej powiedziałem matce Oli, że jej córka ma założony tak zwany kaptur śmierci. Co prawda, przy tym była pod wpływem astralnym, ale to nie był jedyny powód do zmartwienia. Widziałem silny wzorzec chorobowy i zastanawiałem się, czy jeszcze żyje. Okazało się, że tak – była w tym czasie pod respiratorem, lecz stan jej był beznadziejny. Po wykonaniu egzorcyzmu stan jej zdrowia minimalnie poprawił się. Jej mama postanowiła zostać moją uczennicą, by pomóc dziecku metodą Reiki. Pomagaliśmy jej we dwoje. Ona w bezpośrednim kontakcie, a ja na odległość. Pomagaliśmy jej w ten sposób przez około miesiąc. Jej schorzeniem był rak mózgu. Podczas kolejnego przekazu zauważyłem orszak anielski i tworzącą się drogę świetlną. W tej samej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że jest przygotowana do przejścia na drugą stronę. Powiadomiłem o tym jej matkę i zacząłem ją przygotowywać do śmierci córeczki. W tym czasie mogłem już z całą pewnością powiedzieć, że został jej tylko miesiąc życia. Trudno było im pogodzić się z tym - przecież czuła się znacznie lepiej. Małymi krokami rodzice zaczęli akceptować moje słowa, powoli godzili się z jej odejściem. Minęło około 3 tygodnie od chwili, gdy im to powiedziałem, a stan zdrowia Oli zaczął się pogarszać. Sama zaczęła mówić rodzicom, że widzi aniołki i chciałaby do nich iść. W pewnej chwili otrzymałem telefon od mamy Oli, że umiera i żebym pomógł jej trafić do światła. Niezwłocznie zacząłem to czynić na prośbę matki. Lecz przekonałem się, że to nie takie proste w chwili, gdy nastąpi żal i zwątpienie. Łzy zalewały mi oczy, nie mogłem wydusić z siebie słów modlitwy. Taka młoda, taka śliczna i dlaczego? Przedłużyłem jej życie.
Minął tydzień. Ola cierpiała jeszcze bardziej. Zrozumiałem – i czekałem na odpowiedni moment, by powtórzyć odprowadzenie jej w stronę światła. Nie musiałem długo czekać, ona przez cały czas na to czekała. Zostałem powiadomiony ponownie, że Ola jest w agonii. Wówczas byłem konsekwentny i wystarczyło tylko 15 min. Ola zmarła. Nie zdążyłem dobrze zejść z gabinetu do domu, kiedy otrzymałem tel. od mamy Oli, że nastąpił zgon. Dziękowano mi za pomoc w opiekowaniu się nie tylko Olą, ale i za to, że pomogłem im zrozumieć, dlaczego odeszła. Przygotowałem ich do tego i zrozumieli, czym jest życie i jaki cel ma człowiek na ziemi. Teraz już wiedzą, że każdy ma swój czas życia i niezależnie od wieku woli Boga sprzeciwić się nie można.

4/. Któregoś dnia przyszła do mnie moja uczennica z prośbą o zdiagnozowanie jej chorego męża, który był w szpitalu w stanie krytycznym. Miał wówczas 53 lata. Okazało się, że znałem go ze szpitala. Powiadomiła mnie, że mąż jej wypowiada moje nazwisko i dlatego przyszła do mnie. Patrzyłem na jego zdjęcie i powiedziałem, by przygotowała się, gdyż „on ma tylko tydzień na pożegnanie się z wami”. Na jej pytanie: „jak mogę mu pomóc?” - odpowiedziałem – „tylko modlitwą”. Lekarz w szpitalu nie dawał mu już szans na wyzdrowienie, gdyż pacjent tracił przytomność. Zrobiłem mu dwa przekazy z modlitwą oczyszczania, wybaczania i egzorcyzm, w trakcie którego wybrał drogę do światła i zmarł.

5/. Grudzień 2004 r. Przyjechała do mnie kobieta z córką, która cierpiała. Jej stan zdrowia nie był najlepszy. Nowotwór dawał się we znaki. Trafiła do mnie już po kilku zabiegach z chemią. Na imię miała Grażyna. Nieufnie patrzyła na mnie, była pod silnym wpływem astralnym. Chciała żyć. Poddała się zabiegowi, który wykonałem wspólnie z Basią. W chwili gdy ją zobaczyłem, już wiedziałem, że są to jej ostatnie dni życia. Nie mówiłem nic, by nie niepokoić jej i nie odbierać chęci do życia. Zrobiliśmy, co do nas należało. Pojechała w lepszej kondycji, niż przyszła do nas. Po jej wyjściu powiedziałem Basi, co widziałem. W owej chwili dałem jej tylko miesiąc życia. Za kilka dni jej córka zaprosiła nas do siebie. Nie mogłem jej oszukiwać, że uzdrowię jej mamę. Nie mogłem naciągać jej na dodatkowe koszta uzdrawiania. Wiedziałem, że to nie ma sensu, bo i tak jej nie pomożemy. Po egzorcyzmie płaszcz śmierci został zdjęty, lecz droga do światła utrzymywała się nadal. Poinformowałem jej córkę o tym, by przygotować ją do tego, co nie uniknione. Obiecałem jej, że będziemy wykonywać jej zabiegi energetyczne na odległość, co czyniliśmy. Dzięki temu mogłem kontrolować jej stan zdrowia. Gdy ujrzałem kanał śmierci, kobieta miała tylko tydzień, a córka powiadomiła wszystkich, by się z nią pożegnali. Gdy zauważyłem światło w kanale, wiedziałem, że są to jej ostatnie godziny życia. Od samego początku o tym wiedziałem, mimo że w tamtym czasie nic na to nie wskazywało. Była chora, lecz nie na tyle, by odejść tak szybko. Miała 53 lata, więc mogła jeszcze żyć. Ale była taka wola Boga i nic na to nie mogliśmy poradzić.

Od chwili zjednoczenia Basia jasnowidzi coraz wyraźniej. Każdy nowy przypadek to również nauka dla niej. Widzi praktycznie wszystko to co ja, lecz nie wie, jak odbierać relacje płynące do niej. Jest pilną uczennicą i w tak krótkim okresie od zjednoczenia widzi i wie więcej, niż niejedna osoba, która pracuje z energią długie lata.

Bardzo skomplikowane jest życie człowieka, a jeszcze bardziej relacje karmiczne. To my sami skracamy sobie życie, to my sami przyczyniamy się do tego, że cierpimy, a nasze ciało choruje. Czy musi tak być? Myślę, że nie. Sposobem na życie jest: wierzyć sobie, w siebie, kochać i iść przez życie z miłością. Uwalniając się od karmy i realizując czyste intencje staniemy na drodze do oświecenia. Prawdą jest, że każdy z nas musi kiedyś opuścić życie, ale czy to nie może być miłe dla nas? Śmierć jest wybawieniem, a tak się jej lękamy. Każdy ma swój czas realizacji planu ziemskiego i nikt nie wykupi się od śmierci. Obwiniamy za to Boga i aniołów, ale zwróćmy uwagę na to, ile razy w naszym życiu nam pomogli w beznadziejnej dla nas sytuacji. Warto uwierzyć w naszego opiekuna anielskiego, gdyż on cierpi wraz z nami, lecz kilkakrotnie więcej niż my.

Paweł o którym mowa w tym artykule zmarł pół roku po sesji , w której zapragnąłem ujrzeć własną śmierć. Pomógł mi i był świadkiem moich przeżyć w sesji regresingu. Myslę, że doświadczenie które przeżył pomogło mu stanąć na drodze do oświecenia.(art. Śmierć - przejście w stronę światła).

©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com