|
|
|
|
|
|
|
|
| | | | | | | |
Pewnego dnia zwrócił się do mnie o pomoc mój sympatyczny przyjaciel, Leszek Żądło. Był chory i osłabiony fizycznie. Postanowiłem uzdrowić go metodą naturalną, gdyż jako uzdrowiciel nie z takimi chorobami jakie określił mi Leszek miałem do czynienia i bez żadnych problemów dochodziło do poprawy samopoczucia i kondycji ciała fizycznego. Po zabiegu stan mego przyjaciela Leszka minimalnie poprawił się, lecz nie do końca. Zawiozłem go do domu. Byliśmy w kontakcie telefonicznym i prosił mnie bym jeszcze wykonał mu ponownie zabieg uzdrawiania , gdyż w dalszym ciągu jego stan zdrowia nie jest najlepszy. Mówił mi , że sam mimo wskazówek nie jest wstanie sobie z tymi dolegliwościami poradzić. Za kilka dni odwiedziłem go w jego domu. Mimo brania leków i ziół jakie mu zaleciłem czuł się nie najlepiej. Postanowiłem za jego zgodą przystąpić do uzdrawiania. Poleciłem Leszkowi, aby położył się na plecach. Po małym relaksie umysłu, rozluźnieniu ciała, zapaliłem świeczkę jako źródło czystej energii i rozpocząłem zabieg. Na podstawie patrzenia ponadzmysłowego, (jasnowidzenia światłem) stwierdziłem, iż posiada silne blokady energetyczne, w czakramie trzeciego oka, duszy - splotu słonecznego i od czakramu sakralnego wzdłuż linii Hara do stóp. Największą blokadę stwierdziłem w obrębie prawego barku, okolic trzustki i śledziony oraz całego czakramu podstawy. Przystąpiłem do usuwania tych blokad nazywając je węzłami i więzami karmy genetycznej . Stwierdziłem , że dźwiga On na sobie bagaż krzyży karmicznych pokoleniowych jaki ciągnie się za nim genetycznie z pokolenia rodowego. Działałem metodą chrystusową łącząc metodą reiki i symbolami istniejącymi w Reiki, jednocześnie uciskając receptory techniką receptorologii. Częściowo tylko otworzyłem kanały energetyczne w ciele fizycznym, gdyż powiązania genetyczne były silniejsze niż by to się zdawało. W związku z czym szukać należało przyczyny w świadomości. Poleciłem Mu, by uruchomił w sobie pamięć pokoleniową i uzdrowił własna świadomość za pomocą auto-regresji i radykalnego wybaczania, gdyż temat ten nie był dla niego obcy i miał możliwość odreagowania i pozbycia się przyczyn objawiających się w ciele. Przystąpiłem do diagnozowania pola aurycznego. Znalazłem trzy silne bloki w ciele astralnym. Zebrałem czarną plazmę jaka szkodliwie zakłócała Jego, nie tylko świadomość ale i ciało fizyczne. Wszelkie zauważone powiązania genetyczne dostały spalone i przemienione w czystą energię. Ukierunkowałem przejście w kierunku uziemienia i poprosiłem Leszka, aby powoli wstał. Na początku było wszystko OK, bynajmniej tak stwierdził. Na stojąco zgodnie z kierunkiem przepływu energii postanowiłem jeszcze zepchnąć wszystkie niezauważone zanieczyszczenia z pola aurycznego do ziemi oczyszczając aurę. W związku z ponownymi zaburzeniami, które na stojąco się ujawniły inne blokady karmiczne jakie utrzymywał w sobie, zmuszony byłem skrupulatnie i stopniowo oczyszczać wszystkie złe energie, które uszły mojej uwadze. Otworzyłem kanał w tylnej części ciała, połączyłem z uziemieniem i przeszedłem do przodu. Zacząłem od korony w dół zwiększając moc do maksimum. W związku z tym, iż jest to mój sympatyczny przyjaciel, chciałem go uzdrowić natychmiastowo. Doszedłem tylko do czakramu gardła (duszy komunikatywnej) i z zaskoczeniem poczułem, jak zsuwa się w dół. Chwyciłem Leszka bardzo szybko i mocno, by się nie przewrócił i nie zrobił sobie krzywdy. Stracił przytomność. Położyłem go delikatnie na podłodze i. przystąpiłem do uciskania punktów trzeźwiących. Pierwsza pomoc przyniosła pozytywny rezultat. Otworzył oczy. Pierwsze jego słowa to: "co ja robię na ziemi, przecież stałem". Powiedziałem mu, co się stało unosząc jego nogi na taborecie, by zapewnić lepszy dopływ krwi do mózgu. Jego blada twarz i ręce zaczęły przybierać normalną barwę. Był spokojny i czuł się już znacznie lepiej. Po chwili radiestezyjnie ustawiłem kolory w czakramach. Ustawiłem kierunek przepływu energii w kanale centralnym do uziemienia. Przywołałem przewodników duchowych do pomocy celem uzdrawiania. Po kilkunastu minutach, gdy poczuł się już zupełnie dobrze, zamknąłem pole aury zabezpieczając je kulą ochronną. Cały zabieg uzdrawiania trwał około pół godziny. Przebywałem przy nim tak długo, aż sam zdecydował się wstać i stwierdził, że jest wszystko w porządku. Jeszcze około godziny rozmawialiśmy o tym zdarzeniu. Opowiadał o swojej przeszłości z rodzicami a zwłaszcza więzi i uzależnieniu z matką i obecną partnerką , które to poprzez więzy karmiczne jakie zauważyłem i wypaliłem blokowały jego relacje życiowe w życiu obecnym. Dźwigał On na sobie znaczną ilość więzów , węzłów , pieczęci służebności i uzależnienia oraz krzyży jakie dźwigał na sobie przez wiele lat życia, nie zdając sobie sprawy z tego zakłóca jego świadomość. Wszelkie zdiagnozowane syndromy blokad w meridjanach dały Leszkowi do przemyślenia, by uwolnić z swojej podświadomości to czego w sobie nie zauważał. Pojechałem do domu. Do późnych godzin nocnych nie mogłem zapomnieć o tym, co się tak naprawdę stało, że tak wysoko rozwinięty duchowo przyjaciel może posiadać takie problemy. Chociaż nie był to jedyny przypadek, że osoba uzdrawiana przeze mnie mdlała w związku z silną energią, którą przekazuję, ale że to się zdarzyło mojemu przyjacielowi Leszkowi, to byłem zaskoczony. Było późno i w pewnym momencie usłyszałem podpowiedzi: anielskie "sprawdź go astralnie, jest opętany". Nie mogłem uwierzyć, gdyż jest to mój sympatyczny kolega i nic w jego zachowaniu na to nie wskazywało i ma być opętany przez byty astralne? Myślę sobie: "dobrze, Ty jako moja mistrzyni duchowa i anioł stróż wiesz lepiej, nie będę się sprzeciwiał. Ale - ale, nie mam jego zdjęcia!" Moja mistrzyni duchowa mówi dalej "przecież masz jego podpis, to ci wystarczy". Zdjąłem dyplom jaki otrzymałem od Leszka , na którym był jego podpis, położyłem na stole i o dziwo stwierdziłem, że jest pod wpływem złej energii. Jego pole auryczne wskazywało na opętanie bytami astralnymi. Pytam mojego aniołka dalej, "ale dlaczego nie widziałem tego na nim"? Uśmiechnęła się tylko (poczułem ten uśmiech) i powiedziała: "przecież wiesz, że oni uciekają z twojego pola widzenia, a tym bardziej, że jest to twój dobry kolega, to nie przykładałeś do tego wagi". Dało mi to dużo do myślenia, a w dodatku jak ja mu o tym powiem. Czy uwierzy? Było późno. Poszedłem spać. Następnego dnia zadzwoniłem do Leszka, spytałem o samopoczucie. Odpowiedź była pozytywna, dużo lepiej tylko był zaskoczony, że co pól godziny w nocy chodził oddawać mocz. Ale teraz jest dobrze. Delikatnie powiedziałem mu, co mówiła mi moja przewodniczka duchowa (anioł) i żeby przesłał mi swoje zdjęcie w mailu z pełnymi danymi osobowymi, to zrobię mu egzorcyzm. Nie sprzeciwiał się, bo wiedział, że zrobię to dobrze. Sam czuł, że jest to możliwe, tym bardziej, że 2 dni wcześniej zakładał odpromiennik na szlaku astralnym. Przysłał zdjęcie i po północy tak jak zwykle, przystąpiłem do rytuału egzorcystycznego. Cały rytuał przebiegał spokojnie, z wyjątkiem dziwnego wydarzenia na początku rytuału. Poczułem, że jakaś siła nie pozwala mi się zbliżyć do ołtarzyka ceremonii egzorcystycznej, mimo że wszystko było przygotowane. Zauważyłem, że dym z kadzidełka opadał nad zdjęcie, od którego gwałtownie odbijał w górę. Trwało to około 5 minut. Od czasu do czasu coś tam powiało, ale nic szczególnego się nie działo. Jak zwykle otworzyłem kanał do świata Boga. Przywołałem przewodników Trójcy Świętej i w momencie oczyszczania pola aurycznego na zdjęciu zgasły cztery świeczki. Dłonie miałem położone na zdjęciu, więc nie widziałem zdjęcia, ale gdy dłonie uniosłem do góry, byłem zdziwiony, Zamiast zdjęcia widziałem tylko dużą, czarną plamę. Zaskoczony tym zjawiskiem zacząłem energetycznie zbierać to czernidło i palić w świetle. Powoli twarz Leszka na zdjęciu zaczęła wyłaniać się zza tej plamy, ale nie całkowicie. Widziałem tylko czoło, oczy i nos. Reszta zdjęcia była zasłonięta czarną plamą. Mimo wszystko egzorcyzmowałem dalej do momentu, gdy stwierdziłem, że jest już czysty i nie zagraża mu już nic co by wpływało na niedokończony zabieg. Z pomocą przewodników duchowych zabezpieczyłem pole subtelne Leszka kulą ochronną i skończyłem egzorcyzm. Rano zadzwoniłem do niego, by upewnić się, czy żyje, bo czegoś takiego nie przeżyłem do tej pory. Było to coś nie spotykanego podczas egzorcyzmu. Okazało się, że żyje i czuje się świetnie, co mnie uspokoiło. Za kilka godzin po południu przyszła do mnie kobieta, która dzień wcześniej była u mnie na krótkiej rozmowie o swoich dolegliwościach. Jej problemy typu fizycznego nie były dla niej w owej chwili najważniejszym problemem. Przyszła, aby zaciągnąć informacji na tematy parapsychiczne. Dotyczyło to niejasnych dla niej wizji, które ją nurtowały i zakłócały jej myślenie typu moralnego. Zaburzały jej świadomość w życiu realnym. Rozmowa nasza miała za zadanie pogodzić jej wizje z życiem dnia codziennego. Zaskoczyło mnie jej pytanie: "czy w nocy pracowałem nad nią"? Odpowiedziałem: "nie, przecież nigdy nie zajmuję się nikim bez zgody i tym bardziej, że nie widziałem takiej potrzeby w kontakcie bezpośrednim". Ponadto nie miałem jej zdjęcia. Spytałem ją - "a co się stało?" Mówiła, że za dwadzieścia minut pierwsza obudziła się i myślała o naszej rozmowie. Do godz. 2.00 telepało ją z zimna od korony po kręgosłupie w dół i z powrotem. Mówiła, że wiało niesamowicie, a wszystko miała pozamykane i przewiewu nie było. Zaskoczyło mnie to, gdyż w tym samym czasie robiłem egzorcyzm Leszkowi, o którym wcześniej pisałem. Jak się okazało, ona podłączyła się telepatycznie w tym momencie i kradła mi duchy, by skierować je do walki przeciw mężowi. Zaproponowałem tej kobiecie, iż zdiagnozuję jej pole auryczne na zdjęciu z dowodu osobistego, na co się zgodziła. Już pierwsze wejście energetyczne za pomocą patrzenia ponadzmysłowego potwierdziło to, o czym praktycznie wiedziałem. Była opętana, ale to tak silnie, że tak naprawdę nie powinna żyć, ale żyła, stała przy mnie i rozmawiała. Nie widziałem nic, tylko czarny płaszcz śmierci, a wiało z niej jak na syberyjskim dworcu. Udało mi się otworzyć jej kanał energetyczny i nadać kierunek wiatru do uziemienia, a wtedy poczuła tylko, jakby miała nogi z waty i dopiero poczuła, jak chłód wydostaje się stopami. Zaproponowałem, aby przyniosła mi swoje zdjęcie, bym mógł ją uwolnić egzorcystycznie. Zgodziła się i wyszła. Dla mnie było to coś nowego, czego do tej pory nie doświadczyłem. Hm, żeby podbierać egzorcyzmowane duchy dla własnych celów!? Ten przypadek to nowe doświadczenie. Zadzwoniłem do Leszka i powiedziałem mu o wszystkim. Dowiedziałem się, że jest to możliwe, że są osoby, które mają tendencję do ściągania na siebie w ten sposób bytów astralnych, gdyż są łowcami duchów. W tym momencie zrozumiałem, co mnie odsunęło od ołtarzyka podczas przygotowania do wykonania egzorcyzmu Leszkowi. Było to dla mnie nowe doświadczenie i dzięki temu mogę odpowiednio się zabezpieczyć, by przypadkowo nie ściągnąć na siebie niepożądanych energii. |
||
| ©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |
